Opublikowano

RYCERKA OKIEM IZY SZOLC – Felieton

Rycerka w try miga. Osobliwy to los epoki: uchodzić za najbardziej ciemną i przesądną, a jednocześnie zyskać najwięcej ciemnych przesądów dotyczących siebie samej. Tak oczywiście! Mówię o średniowieczu.

Poczytuję sobie uroczy fragment z książeczki dla dzieci autorstwa Frances Watts. Tytuł „Krzysia i turniejowe turbulencje”.  Proszę: „Oba konie pędziły wprost na siebie. Tłumiony przez hełm tętent końskich kopyt był jedynym dźwiękiem w głowie Krzysi. Patrząc przez otwory przyłbicy, skupiła wzrok na lancy swojego przeciwnika. Była wymierzona prosto w jej klatkę piersiową.” Fajna ta Krzysia i ja ją lubię.

A że niewiele ma wspólnego z jakąś Krzysią z dajmy na to najbardziej turniejowego średniowiecznego wieku, tego XIII (bo przypominam, że średniowiecze trwało prawie tysiąc lat) jakoś mi nie przeszkadza. Książka jest stworzona dla współczesnych dziewczynek, a nie dla tamtych, które minęły. I swoją nadzieję rozbudzania marzeń, promowania odwagi, zadziorności i indywidualizmu – spełnia.

Odważna, czyli jaka?

Tamte dziewczynki w ogóle by nie miały pojęcia, o co naszej Krzysi chodzi. Co nie oznacza, że od razu ciągnęłyby ją na stos. Ciągniesz na stos, co uważasz za kompletne zło, a nie coś, czego twój umysł nie ogarnia. Bo to coś- ktoś- jest nie z tego świata. I na domiar w twoim świecie jest kompletnie niepotrzebny. Między bajki można włożyć twierdzenie, że rycerek byłoby więcej gdyby mózgów im nie wyprał średniowieczny patriarchat. Plus wszystkie te historię o niemożnościach, frustracjach i opresjach.

Czy Zawisza Czarny miał siostrę? Może. Czy ona chciałaby być rycerką? A w żadnym razie!

Jak i Zawisza Czarny nie chciałby być na przykład Ksienią Klasztoru czy Ochmistrzynią. I to nie dlatego, że Kseni Klasztoru czy Ochmistrzyni to była jakaś robota szpetna czy mało płatna. Leżała ona po prostu w innym miejscu na mapie świata. Wielkim błogosławieństwem ludzi średniowiecza było to, że znali oni swoje własne miejsce. Znali, czyli dobrze się w nim czuli. Tak, wiem, że to teraz w XXI wieku wprost nie do uwierzenia. Znać własne miejsce? Nie buntować się? Robić swoje? Nie marzyć o ściankach i byciem guru? A jednak.

Tamten świat był bardzo ściśle skonstruowany. A dokładniej i świat ludzki i świat boski. Istniała ta cudowna scholastyka. Było to idealne niegryzące się połączenie wiary i logiki. A typowym scholastycznym pytaniem, dobrym do zabaw mózgowych, w długie wieczory było: ile aniołów zmieści się na łebku szpilki. Zapewne je już kiedyś słyszeliście. I uznaliście tamtych ze średniowiecza za niezłych świrów. Nie byli pieprznięci. Ich umysły były inne, posiadali inną percepcję (i raczej rozmowa ze człowiekiem średniowiecza o kolorach przypominałaby rozmowę może nie ze ślepym, ale… byłaby równie wzbogacająca), horyzont też malował się zasadniczo inaczej… Byli mądrzy, cudownie inteligentni i zabawni. Od czasu do czasu trafił się ktoś, kto w Boga powątpiewał. Ale ze swojego powątpiewania robił cały traktat religijny. Bóg był dla człowieka średniowiecza tym czym dla dzisiejszej siedemnastolatki jej własny pępek na Instagramie. Poza tym człowiek średniowiecza miał więcej świąt niż my i więcej czasu wolnego. Więcej się bawił. I uwaga- uprawiał znacznie więcej seksu.

Nie było rycerek i już. Joanna D’Arc rycerką nie była. Nieźle by się obśmiała gdyby to usłyszała.

Gdyby dobrze się rozpatrzyć to okazałoby się, że człowiek średniowiecza albo się modli, albo… No, dopiszcie sobie sami. Nie było rycerek i już. Joanna D’Arc rycerką nie była. Nieźle by się obśmiała gdyby to usłyszała. ( A w średniowieczu dużo się śmiano…). Ona była jakby prorokinią. Naczyniem napełnionym Wolą Pańską, które miało przewodzić walką. Bóg wybrał dziewczynę. Dziewczyna łaziłaby w sukience, ale założyła zbroję, bo przyznacie, że na polu bitwy jednak w zbroi bezpieczniej. Dlatego też dostała miecz, na wszelki wypadek. A oprócz miecza paru bodyguardów. W tym Marszałka Francji Idziego de Rais.  Najlepszą pięść Francji powiedziałabym… Już słyszę, że od d’Arc oczekiwano dziewictwa. Oczekiwano dziewictwa nie tylko od lekko nawiedzonych dziewcząt. Od chłopaków także. I tutaj dopiero był dramat. Niejeden sobie musiał ciachnąć, żeby w rozbuchanym średniowieczu przeżyć, ale ciachnięty na przykład nie mógł być papieżem, ani wysokim duchownym, a z byciem królem, czyli Pomazańcem Bożym, też był dramacik. Średniowieczny Bóg lubił dziewice, ale ciachniętych nie lubił. Joannę spalono. Przestała być potrzebna, ale to nie jest problem tylko średniowieczny, ta nagle odkryta niepotrzebność…

Pisać, że Joannę spalono, bo założyła męskie ciuchy to dość duża historyczna niestosowność. Pojawiła się ostatnio hipoteza, że d’Arc tak naprawdę nie spalono. Jej brat, którego dworsko-politycznie ustawiła, miał ułatwić jej ucieczkę z wieży. Zadbał też o to, aby spalono bogu winną, naprawdę świrniętą wieśniaczkę. Joanna tymczasem wyszła za mąż za hrabiego mieszkającego niedaleko Rouen, można rzecz nie uciekła za daleko… Miała rodzinę, a kiedy trochę czasu minęło, pewnie co i swoje wspominała przy kominku. Bez specjalnego żalu.

Iza Szolc

*Autorka opowiadań i powieści m.in. „Dziewczyny chcą się zabawić” (Wyd. Muza), „Żona rzeźnika”, nominowana do Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus.