Opublikowano

Jak być dobrym czytelnikiem?

Już zdążyliśmy zapamiętać, że czytanie pogłębia empatię, że rozwija mózg i wyobraźnię. Rzeczywistość jest jednak taka, że wciąż więcej ludzi w naszym kraju nie czyta, a słowo „czytelnik” odnosi się do około 10% polskiego społeczeństwa (min. 7 książek rocznie).

Co jakiś czas docierają do nas, niby przypadkiem wszelkie memy lub badania mówiące o korzyściach płynących z czytania. Większość publikacji skupia się na zachęcaniu do czytania, a czy zastanawialiście się czego czytelnik robić nie powinien?

Z obserwacji wyłaniają mi się 4 postawy, które nie napędzają czytelniczej machiny. Postanowiłam bardzo krótko je opisać w nadziei, że coś dobrego z tego wyniknie.

Po pierwsze: nie przesadzaj

Myślę o nas czytających i widzę niekonsekwencję zachowań. Z jednej strony chcemy, aby czytających było więcej, a z drugiej robimy z czytania czynność dla wybranych. Coś w stylu: jestem od ciebie lepszy, bo czytam. Ileż razy zafundowaliście karcące spojrzenie rozmówcy, traktujące go z góry i oceniające negatywnie na podstawie jednej informacji – tej jednej, że zdarza mu się nie czytać.

Zawsze mnie zastanawia, skąd to wywyższanie się moli książkowych? Taką postawą nie zachęcamy do przejścia na drugą stronę mocy. Jeśli bycie oczytanym równa się bycie zarozumiałym, to co człowiek ma zrobić? Na szczęście nie wszyscy mają nos w chmurach.

Po drugie: żeby dzieci czytały

Dzieci są lustrem swoich rodziców, ale bywają wyjątki. Kiedy aktywny czytelnik zostaje rodzicem i mimo zasobnej biblioteczki, jego potomek nie czyta, może go dopaść konsternacja. Pytanie- dlaczego?- krąży po głowie rodzica bez ustanku. Podstępy, zasadzki, przymusy i szantaże nic nie dają, poza pogorszeniem nastroju. Ono nie chce i koniec. Takie przypadki są obecne w naturze, choć wielu twierdzi, że czytający rodzic zawsze równa się czytające dziecko. Co więcej, znam takie przypadki osobiście. Czy powinno to kogoś martwić? Być może, ale obserwacja pokazuje, że to o niczym nie świadczy.  Junior do książek przekona się w swoim czasie. Pod warunkiem, że nie będziemy opresyjni w tym temacie.

Po trzecie: komiks to nie książka

Nie wiem skąd się wzięło w ludziach takie przekonanie. To, że mamy  tzw. „wzrokowców” i „słuchowców” jest oczywiste. Ale fakt, że dziecko może lepiej traktować komiks od czystego tekstu, nas (w PL) gorszy. Czym ten komiks zawinił? Były i są słabe komiksy, podobnie jak książki, ale to jeszcze nie powód do tak drastycznych ocen.

Historia opowiedziana obrazami, może być pomostem do dłuższego tekstu. Może być substytutem filmu animowanego. Rysunkowe opowieści świetnie przyuczają do obcowania ze sztuką wizualną jako taką. Dobra kreska i kolor mogą kształtować gust. Dodatkowo, w obrazach szuka się szczegółów, co ćwiczy koncentrację i spostrzegawczość. Powieść obrazkowa, jak niektórzy wolą nazywać komiks, może mieć tak samo dobre przesłanie jak tradycyjna książka o objętości dwustu stron. Świat coraz intensywniej posługuje się w komunikatach obrazem, dobrze abyśmy nie zostawali w tyle. Tym bardziej, że to wcale nie oznacza, że komiks zabije w dziecku umiejętność czytania dłuższych tekstów.

Po czwarte: nie oceniaj

Kolejną „twarzą” czytających jest pouczanie. Odwiedzasz znajomych i zaczynasz przeglądać tytuły na ich półeczkach, regałach i stolikach. Już widzisz tego oczernianego Coehlo, a szyderczy uśmieszek kiełkuje na twoich ustach. Masz gotową ocenę gospodarza i jego marnego gustu. Wyobrażam sobie, co by się zadziało gdyby taki „mądrala” dojrzał serię Harlequinów, równo ustawionych za szkłem (to mieszkanie pewnej pani profesor, która wcale się z tym nie kryła, że je lubi). Oj, musiałby chyba wyjść nasz „bohater” pod byle pretekstem z takiego mieszkania. Przecież czytać można tylko dobre książki, te ważne i trudne. Tylko takie budują człowieka. Tylko takie go mogą wzbogacić.

Ludzie są różni. Nie wszyscy lubią to samo. Nie każdy idzie tą samą drogą. Właśnie za to lubię książki, za ich różnorodność i możliwość dopasowania do każdego poziomu. Bo moim zdaniem nie jest dobrze, kiedy zamykamy się na inność, kiedy tkwimy w swoich szablonach – jedynych właściwych. Ponadto każdy z nas szuka czegoś innego w książkach. Kiedy mam robotę, w której mózg się lekko przegrzewa, to bliżej mi- w fajrancie- do lekkich opowiastek, niż do „Pana Tadeusza”. Równocześnie, może być tak, że kolegę odpręża to, co go mocniej angażuje i sięgnie z przyjemnością po Machiavellego.

Wniosek mam jeden – swój własny i subiektywny. Na nic w życiu nie ma reguły, dlatego dajmy ludziom swobodnie poruszać się w tej literackiej przestrzeni i nie panikujmy. Zachęcajmy do czytania wszystkich i bądźmy po prostu życzliwi, a będzie dobrze. Przynajmniej mój wrodzony optymizm tak mi podpowiada.

I.S.